» Blog » Przegląd farb, czyli czym smarować!
13-10-2010 20:32

Przegląd farb, czyli czym smarować!

W działach: Bitewniaczkowanie | Odsłony: 4814

Witam pięknie szanownych czytelników w ten pogodny dzionek. Chciałbym poruszyć jeden z najpopularniejszych tematów z dziedziny modelarstwa i malowania figurek, a mianowicie „Jakiej farbki użyć?”. Aktualnie na rynku znajduje się wielu producentów farb hobbystycznych i modelarskich, więc wybór wcale nie jest oczywisty, tym bardziej że poszczególne linie wydawnicze potrafią znacznie różnić się właściwościami farb. Oczywiście każdy malarz modeli czy figurek ma własne zdanie na temat farbek, każdy ma swoją ulubioną firmę z którą lubi pracować – dlatego złota zasada brzmi: Jeżeli dobrze ci się maluje danymi farbkami, to nimi właśnie maluj. Co jednak nie powinno nikogo powstrzymywać przed wypróbowaniem produktów innej firmy – a nuż będą lepsze?


W tym artykule chciałbym dokładnie omówić różnice między najpopularniejszymi seriami farbek używanych w malarstwie hobbystycznym. Dlatego skupimy się na palecie Games Workshop, Vallejo, Reaper Miniaturer oraz P3. Nie omieszkam jednak pominąć bardziej specjalistycznych serii, jak chociażby produkty MIG Production czy Alclad. Na koniec zaś krótki akapit na temat dodatkowych zabawek dla każdego modelarza. Do dzieła!


Butelka czy słoik?


Na samym początku chciałbym omówić różnicę pomiędzy buteleczkami z zakraplaczem a słoiczkami. Jeżeli sądzicie, że nie ma to żadnego wpływu na farbę, to jesteście w błędzie! Od razu zaznaczę, że buteleczki z zakraplaczami (takie jak używane w seriach Vallejo czy Reaper Miniatures) są zdecydowanie lepszym rozwiązaniem dla trzymania farbek niż słoiczki. Dlaczego?


Po pierwsze, buteleczki te zapobiegają wylaniu się farby – kiedy trącisz otworzony słoiczek czeka cię mokra plama i utrata znacznej ilości farby, a z buteleczki z zakraplaczem skapnie co najwyżej jedna kropla farby. Strata mała, a żal krótki. Kolejną kluczową zaletą jest odporność zakraplaczy na wysychanie farb. Mniejsze ujście dla powietrza zdecydowanie zwalnia proces wysychania farby w pojemniczku co przekłada się na jej żywotność.


Buteleczki z zakraplaczami są też idealnym rozwiązaniem dla osób tworzących nowe barwy, co jest chyba oczywiste – odmierzając dokładne proporcje jesteśmy w stanie odtworzyć każdy kolor na bazie zapisanej receptury (sam mam cały notatnik zapisany różnymi „wynalazkami”). Mniej ważną cechą buteleczek jest mniejsza stopa; buteleczki są wyższe, ale węższe, więc zajmują mniej miejsca niż klasyczne słoiczki, co nie jest bez znaczenia przy transporcie czy nawet składowaniu w domu.


Wady buteleczek z zakraplaczami? Osobiście, nie jestem w stanie wskazać żadnej, może za wyjątkiem tego, że jest w nich zazwyczaj mniej farby niż w słoiczkach (co jednakowoż przekłada się na niższą cenę).


Czy słoiczek jest więc dużo gorszy? Niestety tak. Słoiczki nie chronią farb przed wysychaniem (na co jest metoda, ale o tym później), w żaden sposób nie uchronią nas przed przypadkowym rozlaniem w wypadku potrącenia otworzonego słoiczka (co również nie powinno się zdarzyć, jako że słoiczki powinno zamykać się po każdorazowym użyciu – o farbkach należy myśleć jak o jedzeniu z krótką datą przydatności do spożycia, Jeżeli nie zadbamy o ich zabezpieczenie, błyskawicznie przestaną być użyteczne) oraz przeważnie zajmują więcej miejsca ze względu na dużą stopę. Jakby tego było mało, jeżeli trzymamy słoiczki do góry dnem, by ograniczyć wysychanie farby, to przy ich otwieraniu mamy praktycznie pewność, że się pobrudzimy, chyba że po każdorazowym odwróceniu odczekamy chwilę, by farbka ściekła na dno. Jak widać, słoiczki nie reprezentują sobą praktycznie żadnych zalet a sporo wad – wad, z którymi da się żyć przy odpowiednim traktowaniu, ale by zachować farby w dobrym stanie będziemy musieli się solidnie nagimnastykować.


Obsługa elementarna


Zanim przejdę do dokładniejszego opisu każdej linii, kilka wskazówek podstawowych względem obsługi każdej z farb (niezależnie od producenta). Z pewnością widzieliście, że sporo hobbystów trzyma swoje farbki odwrócone do góry dnem, albo też słyszeliście, że jest to sposób na powstrzymanie wysychania farbek. Ale czy ktokolwiek wyjaśnił, dlaczego niby ten sposób działa? Zasada jest wyjątkowo prosta – trzymając słoiczek czy buteleczkę normalnie, otwór przez który mamy dostęp do farb, nawet zamknięty, nie jest nigdy w stu procentach szczelny. Powietrze dostaje się więc do wnętrza i wysusza farby – proces ten przyspiesza wysoka temperatura, która powoduje odparowywanie wody z mieszanki! A para ta zwyczajnie ucieka przez nieszczelne zamknięcie – problem ten jest najwidoczniejszy w słoiczkach, które mają duża powierzchnię dostępu do farby co daje większą nieszczelność zamknięcia (tutaj skala procesu zależna jest od producenta farby i projektu słoiczka).


Domyślacie się już? Kiedy trzymamy farbkę do góry dnem, farba wypełnia szczeliny przez które normalnie docierało by powietrze (nie bójcie się – ów szczeliny są za wąskie, by farbka wyciekła, ale dla powietrza nie stanowi to problemu) co prawie całkiem powstrzymuje jej wysychanie. Dodatkowo odparowywanie nie stanowi problemu, jako że dzieje się w obiegu zamkniętym. Jedyny problemem może się okazać rozwarstwienie składników farby, ale z tym sobie poradzimy. Z wyschnięta farbą byłoby ciężej. Bo widzicie, na rozwarstwioną farbkę jest prosty sposób – po prostu należy solidnie potrząsnąć pojemniczkiem aż składniki ponownie się wymieszają.


Veni, Vidi, Colorare...


Uff, znamy już różnice między słoiczkami a buteleczkami, wiemy jak powstrzymać farbki przed wysychaniem i jak radzić sobie z ich rozwarstwianiem. Nie ma więc co odwlekać i czas najwyższy przejść do konkretów, czyli do opisów i oceny poszczególnych produktów. Postaram się być obiektywny do granic wytrzymałości, ale powiedziawszy szczerze, nie jest to wykonalne – każdy ma swoją ulubioną firmę, każdy ma również farbki, których nie cierpi. Pomimo tego moim celem będzie opisanie wad i zalet każdej linii farb starając się unikać zbędnego fanboizmu czy fanatyzmu.


Zaczniemy naturalnie od firmy, z którą zetknął się każdy gracz dwóch najpopularniejszych systemów bitewnych w znanej galaktyce – Warhammera Fantasy Battle oraz Warhammera 40k – czyli produkty Games Workshop Citadel. Firma ta aktualnie prowadzi trzy linie produktów malarskich: Citadel Colors, Citadel Foundations oraz Citadel Washes.



undefinedCitadel Colors to najpopularniejsza seria farb hobbystycznych. Było nie było, są to farbki rekomendowane przez Games Workshop do malowania ich produktów, czyli dwóch największych i najbardziej rozpowszechnionych systemów bitewnych. Przekłada się to na to, że praktycznie każdy co styka się z ich grami nabywa ich farbki – często-gęsto pozostaje przy nich, nie próbując produktów innych linii, co powiedziawszy szczerze nie jest dobrych ruchem. Farbki z serii Citadel Color przez długi czas odstawały jakością od akrylów oferowanych przez chociażby Vallejo czy Reaper Miniatures, jakby tego było mało GW wycofało kilka popularnych kolorów z tej linii, co tylko zniechęciło część hobbystów i poruszyło ich do przerzucenia się na farbki innych producentów.


Aktualnie w gamie Citadel Colors znajduje się 45 kolorów, w tym siedem metalicznych. Farbki są przechowywane w słoiczkach, co jak już wiemy, nie jest rozwiązaniem dobrym – jakby tego było mało, mogę tutaj dorzucić teorię spiskową, że projekt słoiczka Citadel Colors został tak stworzony, by farbki wysychały w nim jak najszybciej (co oczywiście zmusza malarzy do kupowania farbek częściej). Wiem, teorie spiskowe zawsze brzmią marnie, ale faktem jest, że słoiczek używany w Citadel Colors jest tragicznie nieszczelny. Co do samej jakości farb – ostatnimi czasy GW zmieniło swoje mieszanki, dzięki czemu akryle z tej serii bez problemu idą łeb w łeb z produktami innych firm. Jest jednak pewien problem, a mianowicie nierównomierne natężenie pigmentu w serii – co to oznacza? Niektóre farbki Citadel Colors kryją doskonale, co wskazuje na ich większą ilość pigmentu w mieszance; takimi kolorami jest na przykład Ultramarines Blue, Goblin Green czy Scorched Brown. Niestety są tez kolory, których pigmentacja musi być wyjątkowo słaba, jako że nie kryją prawie wcale, jak chociażby wszystkie barwy żółte czy czerwone w palecie Citadel Colors.


Słowem, kolory Citadel Colors są wyjątkowe nierówne. Niektóre farbki są doskonałe i godne polecenia, inne zaś są po prostu żałosne i godne jedynie najwyżej wzgardy! Dla przykładu gorąco polecałbym wszystkie barwy niebieskie a odradzał wszystkie żółte – niestety, trzeba samemu byłoby spróbować, które kolory nam pasują, a które nie. Należy również odrzucić wszystkie kolory metaliczne z tej linii – są po prostu tragiczne. Grubo mielony pigment w nich zawarty jest dosłownie widoczny w postaci metalicznych płatków, co nigdy nie pozwoli osiągnąć idealnie metalicznego efektu na malowanej powierzchni – używając metalików Citadel Colors, zapomnijcie o realistycznym efekcie metalu. Ostateczny werdykt? Nie polecam tej serii, głównie ze względu na ceny oraz pakowania w te felerne słoiczki. Co do ceny... pojemniczek GW mieści w sobie zaledwie 12ml, co przy średniej cenie 9 złotych z hakiem daje około 80 groszy za mililitr – drogo, bardzo drogo względem tego, co dostajemy.


Citadel Foundations to zupełnie inna para kaloszy! GW widząc widocznie wady w swoje sztandarowej serii, postanowiło zaskoczyć wszystkich i wydać linię naprawdę doskonałych farb. Po pierwsze, zmieniono projekt słoiczka, i choć nie jest doskonałe, to jest zdecydowaną poprawą względem tragicznych „potsów” z Citadel Colors – nie są tak piekielnie nieszczelne! Po drugie, farbki Foundation mają wyjątkowo stężoną pigmentację, co daje im niezwykle skuteczne krycie; dwie, czasem nawet jedna warstwa wystarczy by idealnie pokryć powierzchnię – a mniej warstw, równa się gładsze wykończenie, Farbki Foundation nie nadają się do glazingu czy do blendingu, ale do malowania kolorów bazowych są absolutnie wybitne i godne swojej ceny. Tym bardziej, że w palecie 18 kolorów znajdują również takie, które zawsze mają problem z kryciem, jak czerwony czy żółty.


Nowe słoiczki wciąż mają w sobie zaledwie 12ml, na szczęście po takiej samej cenie jak produkty z serii Citadel Colors – a co było drożyzną w wypadku powyższej, jest dobrą, w pełni usprawiedliwioną ceną za farbki Foundation, które są zwyczajnie serią bardzo dobrych produktów. Gorąco polecam nabycie całej linii gdyż nakładanie kolorów bazowych tymi farbkami to czysta rozkosz i anielskie śpiewy – gdyby tylko wlewali je do buteleczek z zakraplaczami, byłby medal z obwódką złota i oklaski na stojąco,


Citadel Washes to najnowsza mini-seria z produktów malarskich firmy Games Workshop i to dość ciężka w ocenie. Po pierwsze, wyjaśnijmy sobie co to jest Wash prostym językiem i bez zagłębiania się w chemię – wash to wyjątkowo rozcieńczona farbka o konsystencji atramentu, która mimo to zachowała dostatecznie mocny pigment, by był on wyraźnie widoczny po nałożeniu na powierzchnię. Washe są idealnym narzędziem do szybkiego i wydajnego tworzenia cieni w zagłębieniach modeli (gdzie naturalnie ścieka ze względu na swoją płynną konsystencję) jak i do zmieniania odcieni barw (pełniąc rolę filtra). Problem w tym, że w porównaniu do profesjonalnych washy i filtrów innych producentów, te zaprezentowane przez Games Workshop są zwyczajnie słabe. Nie da się ich rozcieńczyć do poziomu glaze'u a przy wysychaniu ściągają się i kurczą pozostawiając paskudne barwione pierścienie, przez co używanie ich na gładkich powierzchniach to tortura. Czemu więc napisałem, że ciężko je ocenić, skoro w swojej roli nie spełniają się za dobrze? Ze względu na cenę. Profesjonalne Washe i Filtry są drogie, drogie jak jasny pieron! Ciężko zejść poniżej 20 złotych za pojemniczek, kiedy wash GW kosztuje koło 9 blaszek za sztukę!

 

Jeżeli więc nie zależy ci na produkcie najwyżej jakości, nie chcesz używać washy do tworzenia glaze'ów czy filtrów, a potrzebujesz narzędzia do szybkiego tworzenia cienia czy do zmiany odcienia barwy, to czemu nie? Na tle innych produktów z tej kategorii wypadają może i słabo, ale są też dużo tańsze, więc jeżeli ktoś chciałby poeksperymentować z tym rodzajem farb, a nie chciałby od razu wydawać grubszej mamony, może spróbować z Washami Citadel – byleby się nie zniechęcić!

 

Tak prezentują się produkty od wielkiego Games Workshop – nie jest źle, jest linia perełek zwana Foundation, jest sporo paskudnych problemów no i oczywiście te tragicznie słoiczki! Jakby tego było mało, farby mało w każdym, co przy ich cenach daje prawie złotówkę za mililitr. Cena do przełknięcia w wypadku Foundation, do rozważenia przy Washach i nie do zaakceptowania przy serii Citadel Colors!''

  

Teraz zaś chciałbym przejść do moich osobistych faworytów, czyli do produktów firmy Vallejo. Ich oferta jest znacznie bogatsza, oferuje cztery niezależnie linie produktów dających w sumie ponad czterysta czterdzieści farbek w czterech oddzielnych seriach! Gdyby ktoś chciał mieć wszystkie, musiałby nabyć osobny regał to ich przechowywania. Nas najbardziej interesują trzy z tych czterech linii – Game Color, Model Color oraz Model Air. Czwarta linia, Panzer Aces, to połączone siły Vallejo z magazynem o zaskakującej nazwie Panzer Aces, które zaowocowały 48 farbkami w prawdziwych barwach drugiej wojny światowej – zestawy odzwierciedlając dokładne barwy uniformów i kamuflażu drużyn pancernych różnych narodowości, i choć kolory te mogą zainteresować malarzy figurek (głównie ze względu na naturalne tony), to jednak skupimy się na farbkach przeznaczonych dla naszego hobby.


Model Color to seria 220 kolorów zamkniętych w 17 mililitrowych buteleczkach z zakraplaczem (które są standardem dla każdego produktu Vallejo, niezależnie od linii wydawniczej) – jak się słusznie domyślacie, taka ilość barw daje nam do wyboru ogromną obfitość tonów. Mamy więc kilkanaście odcieni zielonych, niebieskich, brązowych, czerwonych i tak dalej, i tym podobne. Jeżeli szukasz jakiegoś nietypowego odcienia, znajdziesz go właśnie tutaj! Dodatkowym atutem Model Color jest solidne i równomierne natężenie pigmentu, niezależnie od wybranego koloru – możemy więc polegać na farbkach, wiedząc, że będą kryły dobrze już po 2-3 warstwach. Stosowanie w nich żywicy winylowej zamiast akrylowej wydłużyło ich naturalny czas wysychania co zwiększa ich użyteczność przy stosowaniu blendingu czy tworzeniu glaze'ów przy ich pomocy.


Po prostu nie widzę żadnych żadnych wad w tej serii – szeroki wachlarz barw, wygodne w użyciu buteleczki, dobra cena, solidne krycie i wygoda w używaniu ich na wiele różnych sposobów. Przy średniej cenie 7-8 złotych za 17 mililitrów płacimy 45 groszy za mililitr, czyli praktycznie dwukrotnie taniej niż w wypadku farb Games Workshop! Dlatego właśnie nie opłaca się kupować farbek Citadel Color – nie są gorsze (choć jak wspominałem, niektóre kolory się do niczego nie nadają), ale są praktycznie dwukrotnie droższe! Dorzućmy do tego nędznie wykonane słoiczki GW zaprojektowane do szybkiego wysychania i mamy zwycięzce!


Game Color, czyli atak klonów! Kiedy Vallejo dawno dawno temu uderzało w rynek farbek dla hobbystów poszli po najniższej linii oporu, czyli zwyczajnie skopiowali całą ówczesną linię kolorów GW! Jakby tego było mało, nazwali swoje klony nieraz całkiem podobnymi nazwami, ku wielkiej uciesze gawiedzi. Lata minęły, a Game Color zaczął oferować więcej niż seria, która była dla niego źródłem – Citadel wycofało kilka farb ze swojej listy (Tentacle Pink czy Chestnut Brown dla przykładu), ale Game Color zachował ich klony. Czyli jeżeli potrzebujesz Tentacle Pink, bo swoją armię malowałeś tym kolorem kiedy był dostępny w palecie GW, to teraz kupujesz u Vallejo. Niezły ruch, prawda?


Poza żywszą paletą barw odpowiadającą modelom fantasy i SF farby z tej serii nie różnią się niczym od swoich starszych braci, Model Color (powstałych jeszcze jako seria farbek dla artystów). To samo, solidne stężenie pigmentu, te same buteleczki oraz oczywiście ta sama znakomita cena, czyli 45 groszy za mililitr.


Model Air to już zupełnie inna bajka! Ta składająca się ze 101 farbek seria została zaprojektowana do bezpośredniego użycia w aerografach. Czy to oznacza, że pędzelkiem nic nie urobimy? Wręcz przeciwnie! Farbki te mają rozcieńczoną konsystencję dzięki czemu możemy je używać prosto z buteleczki, bez używania Thinnerów – to jednak drobnostka względem najważniejszej zmiany, a mianowicie super drobno mielonego pigmentu. Dzięki temu farba utrzymuje mocną barwę nawet przy wysokim rozcieńczeniu, co czyni je wyśmienitymi farbkami do glazingu czy blendingu. Jakby tego było mało, drobno mielone ziarno pigmentu czyni metaliki z tej serii absolutnie niesamowitymi! Są to zdecydowanie najlepsze metaliczne kolory w cenie poniżej 20 złotych za sztukę. Brak metalowych opiłków widocznych w farbach innych producentów pozwala na malowanie idealnie gładkich metalicznych powierzchni bez efektu „odprysków”. Gwarantuję wam że wasza broń i pancerze będą po prostu piękne przy użyciu tych oto farb!

  

Niestety, zupełnie odmienna receptura pociągnęła za sobą niejaki wzrost ceny – 50 groszy za mililitr. Powiedziawszy szczerze, jest to doskonała, zabójczo niska cena jak na produkt tak wysokiej jakości. A jeżeli używasz aerografu, to jest to seria absolutnie podstawowa. 

 

Tym oto sposobem przegryźliśmy się przez produkty Vallejo! Nieco krócej niż się spodziewałem, ale przecież nie będę opisywał zalet buteleczek przy każdej z ich serii, prawda? Podsumowując, mamy do czynienia z wyśmienitymi produktami, które nie tylko błyszczą pod względem technicznym, ale są również wybornie tanie! Jeżeli jeszcze nie dałeś szansy hiszpańskim farbkom, gorąco polecam jednak spróbować. Niełatwo będzie się im oprzeć.

 

A teraz lecimy z górki panowie szlachta, bo przechodzimy do firm z mniejszą liczbą serii – a więc i mniej pisania! Zaczniemy od farbek Reaper Miniatures dzielących się na dwie serie: Pro Paints i Master Series. Reaper znany jest przede wszystkim z dorzucania do butelek plastikowych czaszek, które wspomagają proces mieszania się farb w momencie, kiedy nimi trzęsiemy, Dobry pomysł wart rozważenia przy innych naszych farbkach (pamiętajmy jednak by nie wrzucać niczego co może zerdzewieć!).


Pro Paints to seria 108 kolorów w dużych pojemniczkach ważących 21 gramów (niestety, Reaper Miniatures nie podaje pojemności pojemniczków w mililitrach). Farbki zamknięte są w słoiczkach z miękkiego plastiku z zakręcanym zamknięciem – to solidny gwarant na powstrzymanie wysychania farb, ale też strasznie wkurzająca sprawa podczas malowania. Słowem, nakręcimy się jak szaleni podczas malowania, aż nas zaczną nadgarstki boleć. Farba jest jednak całkiem dobra i jest świetną alternatywą dla serii Foundation Games Workshop – tak samo jak one mają znacznie wzmocnioną pigmentację i bez problemu kryją już za pierwszym podejściu. Kolejną zaleta jest ich super matowość, żaden z kolorów nie błyszczy nawet odrobinkę.


Wady? Trudno do zdobycia w Polsce, to po pierwsze – niewiele sklepów hobbistycznych je sprzedaje choć naturalnie można je odnaleźć. Drugą wadą jest oczywiście słoiczek, zawsze problematyczny, nawet przy odpowiedniej zakrętce. Cena jest jednak całkiem niezła, bo płacimy 47 groszy za gram (która przy farbie nie jest jednak odpowiednikiem jednego mililitra).


Master Series jest linią profesjonalnych farb, a przynajmniej tak reklamuje je firma Reaper Miniatures. Czy słusznie? Owszem. Master Series to farby zaiste wysokiej jakości. Mają mocna pigmentację ale są bardzo płynne, co powoduje, że świetnie sprawdzają się jako washe, filtry czy glaze'y. Jakby tego było mało są wyposażone w najbardziej precyzyjny zakraplacz znany farbkom modelarskim dzięki co z pewnością pomoże przy tworzeniu własnych barw. Kolejną sporą i unikalną zaletą tej serii są tak zwane triady – kolory, choć występują samodzielnie, zostały stworzone w tripletach: zawsze kolorowi bazowemu (nazywanego przez Reaper „middle tone”) towarzyszą koloru to cieniowania i rozjaśniania. Jest to fantastyczny koncept, jako że nie musimy główkować jakie barwy dodać do mieszanki by uzyskać naturalny światłocień – po prostu kupujemy triadę, czyli trzy idealnie współpracujące ze sobą kolory. Czy to rozwiązanie nie jest idealne?


Buteleczka waży 14 gramów, nie jestem w stanie powiedzieć, ile to mililitrów, ale podejrzewam że koło dwunastu. Fantastyczną rzeczą jest dwustronna etykietka na butelce, dzięki czemu możemy trzymać buteleczki do góry dnem i wciąż bez problemu odnajdziemy potrzebną farbkę po jej nazwie. Mała rzecz a cieszy! Cena? Koło 83 groszy za mililitr to wysoka cena, ale płacimy za naprawdę wysoką jakość.

 

Krótkie podsumowanie? Reaper Miniatures produkuje naprawdę dobre farby – pytanie brzmi, czy są na tyle dobre by płacić praktycznie dwukrotnie więcej niż kosztują naprawdę porządne produkty Vallejo. Tutaj każdy musiałby sam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Płacimy więcej, ale oprócz wysokiej jakości dostajemy również precyzyjny zakraplacz, system triad oraz – nie zapominajmy! - plastikową czaszkę!

 

I na sam koniec przechodzimy do Formula P3, zestawu farb produkowanych przez Privateer Press do swoich systemów z Iron Kingdoms. Farby z tej serii są warte uwagi z kilku powodów. Przede wszystkim mają unikalną paletę barw, które pasują do światów fantasy i science fiction ale są totalnie niepowtarzalne i świetnie uzupełnią paletę barw od GW czy Vallejo. Drugą unikalną sprawą jest formuła zapobiegająca rozwarstwianiu się – czy działa? Prawie. Farbki P3 rzeczywiście rozwarstwiają się znacznie wolniej niż produkty innych firm, ale mimo wszystko proces ten następuje. I trzecia zaleta – mieszanka została tak stworzona by wysychać powoli. Ile w tym prawdy? Dużo. Bardzo dużo. Farbki pozostawione na zwyczajnej palecie nie wysychają nawet po kilkunastu minutach! Oznacza to tyle, że blending przy ich użyciu jest dużo wygodniejszy niż przy innych farbach.


Wady? Przeklęty słoiczek z miękkiego plastiku i najgorsze zamknięcie w historii farbek hobbystycznych – nie tak, jak w wypadku Citadel Colors. Zamknięcie w P3 jest bardzo szczelne, ale ze względu na miękki plastik zastosowany w zamknięciu otwieranie pojemniczka zawsze kończy się upapraniem czegoś w okolicy. Prawdopodobnie siebie. Kiedy muszę otworzyć farbkę P3 zawsze klnę pod nosem! Tak czy owak seria P3 jest warta uwagi, głównie ze względu na niepowtarzalną paletę barw i świetną kooperację z techniką blendingu.


Tym oto sposobem opisałem wam pokrótce moją ocenę i punkt widzenia na najpopularniejsze produkty dostępne dla malarzy figurek. Jeżeli macie inne doświadczenia i opinie, nie krępujcie się, i podzielcie się nimi! Zanim jednak zakończę ów tekst zgodnie z obietnicą chciałbym opisać kilka dodatkowych produktów specjalistycznych lub z serii dla modelarzy. Do dzieła


Alternatywy, dodatki, smaczki...


Kiedy już poczujemy się wyjątkowo pewni w obsłudze farb akrylowych, kiedy uznamy że wszystkie standardowe techniki zostały przez nas opanowane a dalej chcemy rozwijać się w tym hobby szybko odkryjemy cudowny i złożony świat chemii modelarskiej! Bo widzicie, obok zwyczajnych farbek są jeszcze filtry, washe, pigmenty, żywice, rozcieńczalniki, fixery, lakiery, markery... pełna, wysysająca portfel plejada!


Czy to jest do czegokolwiek potrzebne? Tak. Jeżeli chcemy osiągnąć realistyczne efekty na naszych modelach, nic nam nie bardziej nie pomoże niż produkty przeznaczone dla modelarzy, które z samej definicji starają się zapewnić nam najwyższy poziom realizmu. Jak na przykład metalizery na bazie alkoholu firmy Alclad – perfekcyjne odwzorowanie barwy, odblasku i oddziaływania na światło połączone z idealnie gładką powierzchnią. Ba, farbki po nałożeniu można nawet polerować ściereczką polerską do uzyskania idealnego połysku. Gdzie tkwi haczyk? W cenie (30 zł za buteleczkę!) oraz w tym, że są na bazie alkoholu – wymagają więc dodatkowego zestawu chemii do rozcieńczania i czyszczenia pędzli.


Zamiast godzinami męczyć się z malowaniem elementów zabrudzenia i eksploatacji na model można użyć pigmentów, czyli „farby w proszku”. Zastosować pigmentu jest naprawdę sporo, jako że można je wykorzystać z szeroką gamą chemii modelarskiej. Czy dodasz do farby by zwiększyć jej krycie, czy wymieszasz z żywicą akrylową do utworzenia realistycznego efektu błota? A może dodasz błyszczącego lakieru na bazie alkoholu do utworzenia efektu wilgotnej rdzy? Pigmenty to szwajcarskie scyzoryki pośród produktów dla modelarzy. Ile to kosztuje? Zależy – wiele firm produkuje pigmenty, ale różnice w jakości są ogromne! Można nabyć pigment Agamy za marne grosze (7 zł), i wciąż będzie działać, co z tego, skoro ostro się narobimy przy nich – grubo mielone, zrobione bez naturalnych składników, kaszaniące się z żywicą akrylową czy z fixerami. Albo można odstrzelić pigmenty od MIG Productions – wykonane z żywicy mineralnej, super drobno mielone i pięknie współpracujące z każdą dostępną na rynku chemią modelarską – po prostu czysta rozkosz, kosztująca 20 złotych za słoiczek.


Jeżeli już jesteśmy przy MIG Production, to nie należy zapominać o ich niesamowitej serii Efektów – specjalnych mieszanek a la Washe emulujące różne realistyczne efekty, jak chociażby Rainmarks, płyn imitujący zacieki po deszczu na powierzchniach modelu albo Oil and Grease Stain Mixture, gęsty płyn pozwalający nam na dodawanie zaciekój i plam olejowych do naszych dzieł. A jest tego więcej – niby kosztowne, bo płacimy ponad 30 zł za butelkę, ale butelki są duże i mieszczą 75 ml mieszanki, co daje koło 40 groszy za mililitr! Bardzo dobra cena. Oprócz efektów mają oni również doskonałą serię Filtrów, specjalnych farb półprzezroczystych do zmiany odcienia naturalnego tła, co pozwala na tworzenie wyjątkowo naturalnych gradientów (przejść barw) na dowolnej powierzchni.


I jest tego naprawdę dużo więcej. Tyle, że ten tekst jest już naprawdę wyjątkowo długi, więc solidniej o pigmentach, filtrach i dodatkach rozpiszę się kolejnym razem! Na dziś wystarczy, nieprawdaż? Życzę wam miłej zabawy z farbkami i pamiętajmy – najlepsze jest to, czym nam się wygodnie pracuje.

 

Komentarze


Qball
   
Ocena:
+2
W zyciu się nie spodziewałem że wciągnie mnie czytanie notki na temat jakości farbek do malowania figurek. Tym bardziej że skończyłem przygodę z bitewniakami prawie siedem lat temu, z sama przygoda do bardzo intensywnych sie nie zaliczała, heh.

A tak poza tym - fajna notka, dla maniaków battle'a na pewno bardzo przydatna. Próbowałeś ją opublikować jako oficjalny art, a nie wpis blogowy?
13-10-2010 21:41
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
Próbowałem :)

Niestety, otrzymałem informację, że dział jest praktycznie martwy i nie ma kto się zająć korektą, wrzutologią... Więc wrzuciłem na bloga.

Cieszę się, że da się czytać, tym bardziej, że to jednak jest trochę czytania.
13-10-2010 21:49
Qball
   
Ocena:
0
Szkoda, mogłeś popytać gdzieś indziej najpierw, bo szkoda żeby się zgubiło wśród wpisów blogowych.
13-10-2010 21:52
Repek
   
Ocena:
0
@Yrkoslaw

Tak jak pisałem na privie - odezwij się do mnie, to możemy pogadać.

Tak, póki nie będzie szefa i zespołu do robienia działu [korekta jak najbardziej jest, masz błędne informacje], to nie będzie aktualizacji. Nie będziemy robić działu na odwal się.

Wrzutologia - do tego właśnie potrzebne są chętne osoby do tworzenia redakcji. Ale nie od święta, tylko na stałe. :)

Pozdrówka!
13-10-2010 23:22
CE2AR
   
Ocena:
0
Fak, czasem przeraża mnie jak niewiele wiem o malowaniu figurek i narzędziach w tym stosowanych ;) Farby cytadelki mają tą zaletę, że są dostępne od ręki w najbliższym bardzie i chyba tylko dlatego wciąż ich używam :)
Dzięki za solidny opis.
14-10-2010 04:14
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
@CE2AR:

Polecam zakupy w internetowych sklepach. Nie dość, że wybór większy, to jeszcze w 99% taniej. I tak na przykład Moje Hobby czy Jadar Hobby oferują bardzo bogaty wybór farbek i modelarskiej chemii w niskich cenach. A jak sam widzisz, farbki Vallejo są dwukrotnie tańsze niż GW ;)
14-10-2010 07:23
~Drachu

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie jestem jakimś przesadnym nerdem malowania. JAsne, próbowałem różnych, różnistych farb - cytadelki, vallejo, pactry, reapery (klawa seria czerwieni, ogólnie czerwnienie innych firm często zasysają), p3.

Ale wspomniałeś, że nie widzisz wad vallejo. Ja na przyład nie lubie ichnich metalików - wyglądają jak brokat. Mając wybór zawsze wybiorę cytadelkowego chainmaila. No i wszelkie miedziane - tutaj P3 potrafi zarządzić.

Wady butelek z zakraplaczami? Ciężko trzymać je dnem do góry :P
14-10-2010 07:50
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
Wszystkie metaliki akrylowe cierpią na to samo, zarówno Vallejo jak i GW posiada metaliki z widocznymi "opiłkami" co daje efekt a la brokat. Czemu więc Vallejo nie dostał tego jako wady? Bo w przeciwieństwie do serii GW ma on dobre metaliki w linii Model Air - farbki od razu z retarderem i niewyobrażalnie drobno mielonym pigmentem, dzięki czemu nie widać ów nieszczęsnych "opiłków" a malowana powierzchnia jest gładka i lśniąca jak być powinno.

Niestety od metalików GW należy trzymać się z daleka ;)
14-10-2010 07:56
CE2AR
   
Ocena:
0
Kiedy ja nie lubię czekać. Patrzę: "o, Chaos Black się kończy/zasycha" (zwykle to drugie ;) ) wsiadam w autobus i godzinę później mam nowy :D
14-10-2010 11:36
~Telchar

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Po pierwsze TLDR.

Po drugie ja cenię sobie wypowiedzi na temat farb jedynie osób które wiedzą co z nimi robić. Wrzuć jakąś pomalowaną przez siebie figurkę to może zdecyduję się przeczytać :)

Po trzecie co do metalików GW:
[moderacja]! Boltgun metal to jeden z najlepszych metalików ever. Reszta srebrnych też jest bardzo ok. Zastrzeżenia można mieć jedynie do kolorów "złotych".
14-10-2010 12:29
Yrkoslaw
    @Telchar
Ocena:
0
1. Nie jestem żadnym mistrzem Pokemon Tazo w malowaniu. Ale czy oznacza to, że nie mogę znać swoich narzędzi? Dla obrazowego porównania, stolarz zna swoje narzędzia ale nie od razu tworzy wielkie arcydzieła, hm? Co do linków - od dłuższego czasu żyje na "bezaparaciu", więc nie mam fotek najświeższych prac, ale coś nie coś... 2. Jeżeli nie czytałeś tekstu, to nie znasz mojego pełnego zdania na temat metalików GW oraz dlaczego uważam, że nie są godne zakupu. Zachwalasz je? Pasują ci? Dobrze! A próbowałeś lakiery metaliczne Alcladu? Albo metalizery Vallejo, zarówno alkoholowe jak i z serii Model Air? W porównaniu do tych produktów metaliki z GW są po prostu słabe - nie da się ich sensownie rozcieńczać, mają opisany efekt "opiłków" i nie mieszają się sensownie z żadnymi kolorami.
14-10-2010 13:02
Neurocide
   
Ocena:
0
A co z farbkami firmy Pactra? Masz jakieś doświadczenia, wnioski czy też zasłyszane opinie?
14-10-2010 13:31
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
Uznałem Pactry za niegodne akapitu ;)
Koniec xD

A szczerze, Pactry są bardzo, bardzo, bardzo słabe dla malarzy hobbystycznych. Głównie dlatego, że nie dają matowego wykończenia, ba, są tak dalekie od matowego wykończenia jak to tylko możliwe. Jakby tego było mało, Pactry mają dziwną konsystencję - niby są płynne, ale zarazem gęste - dalsze rozcieńczanie wodą totalnie kaszani ich krycie, a rozcieńczanie thinnerem powoduje ich "zwężanie" podczas wysychania.

Słowem - Pactry są tanie i szajskie :)
14-10-2010 13:45
Neurocide
   
Ocena:
0
Dzięki za odpowiedź - malowałem kiedyś kilka plastików Pactrami i miałem wrażenie, które świetnie wyraziłeś słowami. Jestem jednak niedzielnym malarzem więc nie byłem pewien, czy moje wnioski są trafne. Z tego co mówisz, Vallejo to manna z niebios, bowiem jakością dorównują lub przewyższają produkty GW, a cena jak za słoiczki Pactry.
14-10-2010 14:24
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Kurcze, aż się chce chwycić za pędzel... ;-)

Yrko, gdybyś miał polecic zestaw startowy ale taki, by w miarę mozliwości można było trochę pocieniować i porozjaśniać, to jak by on wyglądał?

Czy kilka barw podstawowych + biel i czerń to wystarczający zestaw do osiągnięcia ładnych efektów (zakładająć sporo mieszania barw dla poszerzenia palety) czy w praktyce lepiej jest od razu kupić bardziej konkretny zestaw?
14-10-2010 14:36
Dagobert
   
Ocena:
0
Dobry artykuł. Uświadamiający ;).

Ja sam maluje Vallejo i nie zamieniłbym ich na żadne inne. Próbowałem wcześniej pactry i cytadelek i używanie Vallejo do modeli Infinity, czy Rachamowskich to sama przyjemność :).
14-10-2010 15:00
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
@Neurocide: Takie są moje doznania ;) A jak by się poczytało kilka blogów czy for poświęconych malowaniu modeli, to Vallejo wszędzie otrzymuje podobne Och! i Ach! - są po prostu dobre, zarówno jakościowo jak i pod względem ceny. Dodatkowo cztery linie oferują każdemu bardzo szeroki wachlarz barw, nie do pogardzenia. GW trzyma się dzielnie, ale jest po prostu piekielnie drogi. Po co mam płacić dwukrotnie więcej za farbę, która jakościowo nie przewyższa konkurencji a na dodatek zamknięta jest w tragicznym słoiczku? @Bezimienny Gal Anonim Ninja Stalker: Ciekawe zadanie - gdybym miał 200 zł do wydania na starter farbkowy, to pewnie takie rzeczy bym kupił:
  • Vallejo Game Color Intro Set (16 farb) - 117zł
  • Spray Czarny GW - 42 zł
  • Air Model: Gun, Silver, Gold (metaliki) - 25,5 zł
  • Vallejo Thinner 17ml - 8,5
  • Pędzelek według uznania :)
14-10-2010 15:07
sugai
   
Ocena:
0
Vallejo ma niestety wadę i to dosyć upierdliwą jak dla mnie. Otóż po dłuższym odstaniu następuje rozwarstwienie na rozpuszczalnik i pigment. Trzeba więc je mieszać co przy konstrukcji buteleczki jest mocno kłopotliwe.
Co nie umniejsza tego, że Vallejo to seria bardzo dobra.
14-10-2010 15:29
Yrkoslaw
    @Sugai
Ocena:
0
Z rozwarstwioną farbą damy sobie radę.
Z wyschniętą już nie bardzo ;)

A wystarczy, wzorem Reaper Miniatures, to buteleczki wrzucić coś - kawałek plastikowej wypraski, szklaną kulkę, cokolwiek, co się nie rozsypie i nie zardzewieje. Pomoże nam pokonać rozwarstwienie przy potrząsaniu.
14-10-2010 15:48
Telchar
   
Ocena:
0
Yrko chyba źle odebrałeś mój komentarz, to w żadnej mierze nie miał być "atak" na Ciebie. I wcale nie uważam że trzeba być masterem malowania żeby wyrażać swoje opinie na tematy modelarskie. Po prostu w necie często natykam się na różne kategoryczne opinie ludzi, którzy nie wiedzą którą stroną trzyma się pędzel.

BTW Twoje prace jak najbardziej mi się podobają.

Ja używam wyłącznie farb GW. Po pierwsze z lenistwa,bo są najłatwiej dostepne, po drugie dlatego, że gram w Mordheim i kupione kiedyś farby wolno mi schodzą, pomimo tego że pomalowałem już całkiem sporo. Poza tym ładnie wygląda obok siebie na stole dwadzieścia słoiczków w jednym stylu ;)

pzdr
14-10-2010 16:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.